Dlaczego aż cztery?
Wakacyjny wypoczynek dzieci i młodzieży to wyzwanie dla wielu organizacji społecznych w naszym kraju. Dotyczy to również obozów dla młodzieżowych drużyn pożarniczych, gdzie słowo „wypoczynek” jest tylko terminem ustawowym, który ze względu na intensywność programów, nie bardzo już tutaj pasuje. Obozy takie często mają charakter wychowawczy i zawierający wiele elementów szkolenia ratowniczego. Na organizatora nałożonych jest wiele obowiązków w związku z wymaganiami Ustawy o systemie oświaty, która wycofywana jest od 2015 roku, ale w MEN nadal nie znaleziono pomysłu „co zrobić z wakacjami?”.
Aby dokonać zgłoszenia do bazy wypoczynku należy skompletować kadrę składającą się z kierownika, wychowawców i instruktorów. Jeśli chodzi o tych ostatnich, to nie ma specjalnych wytycznych dotyczących ich kwalifikacji. Największy nacisk kładzie się na osoby sprawujące opiekę nad dziećmi. Tutaj pojawia się więc szereg problemów. Aby aplikować na stanowisko wychowawcy wypoczynku należy ukończyć odpowiedni kurs, mieć co najmniej 18 lat, ukończoną szkołę średnią, posiadać zaświadczenie z krajowego rejestru karnego (termin ważności 1 rok), nie widnieć w Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym i posiadać zaświadczenie lekarskie do celów sanitarno-epidemiologicznych.
Z racjonalnego punktu widzenia takie wymagania wydają się być bardzo wygórowane. U wszystkich naszych sąsiadów nie ma takich obostrzeń i mimo tego dzieciaki jakoś jeżdżą na kolonie i obozy. Nie mówi się też w mediach o jakichś wyjątkowych przypadkach nadużyć i tragedii. Nie mówi się – nie znaczy, że nie występują. Z polskich mediów znamy sytuacje śmierci dziecka na basenie w Wiśle czy też harcerek przywalonych przez drzewo. Wykorzystując zwyczajną wyszukiwarkę internetową możemy w łatwy sposób sprawdzić media na całym świecie i zorientować się, że takie sytuacje zdarzają się na całym świecie.
Czy w takim układzie (skoro nie ma większej różnicy) konieczne jest spełnianie takich standardów? Pod względem utrzymania minimum bezpieczeństwa nie ma to najmniejszego sensu. Jeśli reszta świata organizuje wypoczynek dla dzieci i młodzieży wyłącznie na zasadzie umowy między organizatorem a rodzicami, to nasze polskie wymogi zdecydowanie mijają się ze zdrowym rozsądkiem. Wygórowane standardy, które są ciężkie do spełnienia i w zasadzie bardzo nieopłacalne dają okazję do wielu nadużyć związanych zarówno z zapewnieniem opieki nad dziećmi w czasie kolonii jak i szkolenia kadry. W całości sprowadza się to jednak do kompletowania dokumentów, które teoretycznie potwierdzają kwalifikacje wychowawców, ale w żaden sposób nie potwierdzają wysokiej jakości ich przygotowania do pracy. Wszak na przykład brak wpisów w Krajowym Rejestrze Karnym świadczy nie o braku popełnienia przestępstwa, ale wyłącznie o braku skazania.
Wiele kursów, pomimo wyraźnego sprzeciwu organów państwowych, prowadzona jest w wersji online. Ciężko jest w ten sposób ocenić postawę, zachowanie i zaangażowanie się w pracę potencjalnego wychowawcy. Jeśli więc mielibyśmy mówić o podwyższeniu standardu zapewnienia bezpieczeństwa dzieciaków wyjeżdżających na obozy i kolonie oraz zadbania o atrakcyjne formy spędzania czasu wolnego, to warto skupić się na organizacji szkoleń podwyższających wiedzę i umiejętności osób pracujących z dziećmi.
„Inni robią w jeden weekend, a u was jest dłużej. Dlaczego aż cztery dni?”
Przepisy przewidują kurs dla wychowawców w wymiarze 36 godzin zegarowych. Organizując wypoczynek od 2008 roku i kursy dla wychowawców od 2017 roku widzimy wyraźnie, że jest to wystarczający czas na przygotowanie kandydatów do opieki nad powierzonymi nam dziećmi. Oczywiście pod warunkiem, że jest to zrobione dobrze. Jeszcze kilka lat temu zdarzało się nam prowadzić szkolenia, które rozpoczynały się w piątek, a kończyły już w niedzielę. Łatwo jest więc policzyć, że na każdy dzień przypadało po 12 godzin zajęć. W związku z rozpoczęciem w dzień roboczy, nie każdy z uczestników faktycznie docierał na rozpoczęcie co kończyło się stratą kilku godzin zajęć. Mimo, iż staramy się prowadzić warsztaty tak jakby uczestnicy sami byli na obozie szkoleniowym, to przez przeładowanie materiałem praca stawała się bardzo nieefektywna. W natłoku zajęć dochodzi do nadwyrężenia higieny pracy umysłowej co dawało gorsze efekty dydaktyczne. Należało skupić się na totalnym minimum wiedzy i umiejętności.
Jest grudzień 2024 roku. Od zakończenia ostatniego obozu minęły już 3 miesiące, a prace związane z zakończeniem działań jeszcze się ciągną. Co ciekawe do najbliższego CampFire mamy jeszcze ponad pół roku, a my już musimy rozpocząć nad nim pracę. Czeka nas również szukanie wychowawców. Gdzie znaleźć lepszych niż na samodzielnie prowadzonym kursie przygotowawczym?
Traktujemy każdego uczestnika szkolenia jako potencjalnego kandydata na wychowawcę naszego obozu. Zależy nam więc na tym aby dzieciaki miały opiekę najwyższej jakości. Wychowawców znających prawo, dbających o bezpieczeństwo i zapewniających swoim podopiecznym wysokiej jakości zajęcia w czasie wolnym od zajęć szkoleniowych. Dla nas kurs wychowawcy nie jest zwykłym obowiązkiem prawnym, a inwestycją w drugiego człowieka.
Z punktu widzenia organizatora i kierownika wolimy pracować z ludźmi, którzy są wyszkoleni i sprawdzeni w działaniu. Nie jest to jednak możliwe wobec fantastycznych młodych ludzi, którzy dopiero co kończą kurs. Przecież nie mieli okazji jeszcze zdobyć doświadczenia. Dzięki warsztatom, które faktycznie trwają 36 godzin (czasem nawet więcej) mamy okazję poznać kursantów i zorientować się na ile są odpowiedzialni i można powierzyć im opiekę nad dziećmi.
Dzięki temu możemy współpracować z najlepszymi. A najlepiej świadczą o tym bardzo niska statystyka wypadków (2021-1, 2022-0, 2023-0, 2024-0) oraz zaufanie rodziców, którzy powierzają nam swoje dzieci. Z roku na rok jest ich coraz więcej.
Piotr Kozieł
Paweł Maciejny